Nadzorcy
dróg i mostów w firmie, w której pracowałem,
mieli za zadanie pomierzyć dokładnie drogi lokalne na swoich obwodach.
Było to rozłożone na wiele miesięcy.
Pomiarów dokonywało się tzw. „kluką” – urządzeniem
pomiarowym, wykonanym z trzech listew
zbitych w kształcie dużej litery A , które idąc po drodze, w marszu przekładało
się z jednego końca na drugi. Suma policzonych odległości między ramionami tego urządzenia pomnożona przez rozstaw
ramion dawała długość mierzonego odcinka.
Termin wykonania zadania już dawno minął i dyrektor na
którejś z narad produkcyjnych
ostro opieprza
maruderów, a szczególnie nadzorcę – nobliwego pana w starszym już wieku - za
pomiar żwirowej wówczas drogi Michałowo – Gródek.
Delikwent wstaje i tłumaczy się:
- Panie dyrektorze,
już kilka razy próbowałem ją zmierzyć ale ni jak mi to nie wychodzi.
Za każdym razem
ktoś mi przeszkadza.
Niech Pan sobie
wyobrazi: idę z kluką i liczę: …885, 886, 887, 888, a z naprzeciwka idzie
jakiś człowiek i mi się
kłania:
- dzień dobry panie
Nadzorco.
I co? Nie odpowiesz Pan? Pomyśli, że uważam się za ważniaka
i się obrazi.
Więc odpowiadam mu:
- Dzień dobru panu.
No i w tym momencie
zapominam ile to już naliczyłem:878, 887,
a może mniej, lub więcej
i muszę zaczynać od
początku.
Nogi mnie już bolą
od tego mierzenia, a drogi ni jak nie mogę całej przejść..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz