W maju 1970 roku budowałem mostek żelbetowy
na rzeczce przepływającej przez drogę Załuki – Walilły i wpadającej do
Supraśli.
Przyczółki zabetonowane i w szalunku na nich ustawionym pod
płytę mostu wykonane zostało zbrojenie. Wszystko zostało przygotowane do
zabetonowania płyty nośnej mostu.
Zgodnie z przepisami przed zabetonowaniem, zgodność
wykonania zbrojenia z dokumentacją projektową musiała być stwierdzona przez
nadzór.
Zgłosiłem do dyrekcji firmy gotowość zbrojenia do odbioru.
Po pewnym czasie przyjechała na budowę pani mgr. Inż.
.Zdzisława Karska delegowana przez Wojewódzki Zarząd Dróg Publicznych w
Białymstoku do sprawdzenia prawidłowości wykonania zbrojenia.
Długo sprawdzała przekroje stali, długości odgięć i zagięć,
ilości poszczególnych rodzajów prętów, odległości od szalunku na otulinę, itp.,
oraz zgodność wykonania z dokumentacją techniczną.
Coraz bardziej zadowolona z wykonanej pracy z zachwytem
chwaliła precyzję wykonanego zbrojenia.
Dokonała odpowiednich zapisów w dokumentacji budowy
zezwalających na betonowanie.
Zabrałem swoje papiery, a robotnicy ścierając ze stołu
rękawami resztki posiłku z łupinami od jajek i nadkrojonymi cebulami i
ich łupinami przygotowali budowlany poczęstunek.
Tradycyjna wschodnia gościnność nakazywała poczęstować
gościa, a tradycja mostowców kazała oblać zakończony jeden element robót i
zaczynający się drugi.
Wyjąłem swą marniutką kanapkę z kiełbasą zwyczajną,
brygadzista jak zwykle wiejski chleb z
kawałem gotowanej jagnięciny, inni też wyciągnęli co kto miał.
Do tego marynowane grzybki, kiszone ogórki i surowa cebula.
Na stolik wjechała butla samogonu.
Jedna szklanka –
musztardówka przechodząca wokół stolika od osoby do osoby.
Pani magister, ja i pięciu robotników.
Z początku pani
magister trochę certoliła się, próbując wymawiać się z tak wykwintnego
poczęstunku, a podany jej płyn w musztardówce cedziła przez zęby smakując i
próbując pić kulturalnie jak koniak.
Pozostali patrzyli na nią z dezaprobatą, że wstrzymuje
kolejkę.
Za każdym obrotem
musztardówki wokół stołu pani magister coraz bardziej była zachwycona
przyjęciem i smakiem naszego „koniaku”.
Dobrze już pod humorem dostawszy jeszcze "półtoraczkę" krzakówy ze sobą zadowolona odjechała.
Po pięciu latach od tego zdarzenia, namówiony przez kolegów
rozpocząłem studia na Politechnice Białostockiej.
Na drugim semestrze geometria wykreślna – jeden z
trudniejszych przedmiotów do załapania, o co to w tym chodzi.
Na salę wykładową wchodzi pani magister Zdzisława Karska.
Zobaczywszy mnie zapomniała o wykładzie, a godzinę zajęło
jej opowiadanie o naszym spotkaniu i wzorowo wykonanym zbrojeniu płyty mostu w
Załukach.
O poczęstunku nie wspomniała.
:)
OdpowiedzUsuń