Październik 1970roku.
Budowa przepustu pod
drogą Nowosady – Zaleszany, na rzeczce Cisówce w gminie Michałowo .
Straszne zadupie. Do pilnie strzeżonej na różne sposoby
granicy na rzut kamieniem.
Nie ma prądu, a woda w strumyku.
Na budowę przyciągnięto barakowóz, który służył do spania od
poniedziałku do soboty, przygotowania jedzenia, szatnię i moje biuro budowy.
W poniedziałki dowoził nas samochód (star z plandeką ) i
zabierał w sobotę.
Do najbliższej wioski kilka kilometrów, a do przystanku PKS
jeszcze dalej.
Któregoś dnia jednego z robotników – Pawła - rozbolał ząb.
Do dentysty nie ma jak się dostać, a ząb boli coraz bardziej. Wypróbowane
zostały różne środki do uśmierzenia bólu, różne spirytusy z apteczki, siarka z
zapałek wepchnięta w dziurę w zębie i różne inne, co komu z kolegów przyszło do
głowy. Nie pomogła i mocno zakrapiana dla uśmierzenia bólu samogonem kolacja.
Przemęczył się Paweł z bólem całą noc i rano, skoro świt
wyszedł zmiętolony z baraku.
Samo do skupu mleka
jechał furmanką z bańkami jakiś miejscowy.
Od słowa do słowa zgadali się, że w okolicy nigdzie dentysty
nie ma, ale czasami, jak kogoś mocno przypili, to idzie do chłopa mieszkającego
na kolonii Zaleszany i ten jak ma dobry humor, to zęby wyrywa – choć nie zawsze
ten co trzeba. Tylko trzeba do niego iść z flaszką, bo tego na trzeźwo nigdy
nie robi.
Paweł trochę powybrzydzał, pocierpiał jeszcze ze dwie
godziny i gdy już całkiem dojrzał wziął szwagra – pracującego razem brygadzistę
Wiktora, dwie butelki samogonu i poszli szukać ratunku.
Pod Zaleszanami znaleźli kolonię, na której mieszkał szukany
„uzdrowiciel”.
Zapytana żona
powiedziała, że poszedł do wsi, ale
zaraz powinien wrócić.
- niech siondo i poczekajo,
A patrząc na zbolałego Pawła dodała:
- ale żadnych zębów to on nie rwie.
Usiedli na ławeczce pod płotem. Po pewnym czasie przyszedł
drogą od wsi nieduży, starszawy, trochę „wczorajszy” mężczyzna. Usiadł przy
nich i widząc skrzywionego, trzymającego się za szczękę Pawła od razu
powiedział, że on żadnych zębów nie wyrywa.
Wiktor - chłop rozstropny
i wygadany odparł, że oni pracują na drodze i przyszli tylko pogadać, a że sam
prowadzący drobne gospodarstwo i ciekawy świata, to i tematów do rozmowy nie
zbrakło. Wyjął Sokół zza pazuchy flaszkę i zapytał, czy gospodarz
nie miał by jakiejś szklanki, to wypili
by po kielichu, żeby lepiej się rozmawiało. Chłopu aż oczy się zaświeciły, z
chęcią skoczył do domu po stakana i tak pomału wypili te pól litra samogonu, co
zważywszy, że gospodarz przyszedł już chwiejnym krokiem, a pili we dwóch, było
wystarczająco.
I wtedy spytał chłop
patrząc na pojękującego Pawła:
- a czemu to on nie
pije?
A Wiktor od niechcenia:
- ee tam, ząb go boli i nie może gęby otworzyć.
- aaa, too, to może ja pooomogę?, - zainteresował się
gospodarz.
Poszedł do chaty chwiejnym krokiem i za chwilę wrócił niosąc
niklowane pudełko. Otworzył je pokazując trochę nadrdzewiałe, poplamione
narzędzia dentystyczne. Kazał otworzyć Pawłowi gębę i pokazać bolący ząb.
Nim Paweł wystękał pokazując palcem przyczynę bólu, chłop wsadził mu w usta
trzymane z tyłu w spracowanej, niedomytej od obrządku garści obcęgi, złapał
nimi – na szczęście – bolącego zęba i tarmosząc nim na wszystkie strony razem z
głową wrzeszczącego Pawła, po chwili wyciągnął zakrwawionego próchniaka.
Paweł oszołomiony i obolały dochodził do siebie na ławeczce,
a Wiktor pogrążał się dalej w dysputę, chwaląc zręczność rolnika.
Na pytanie skąd ma narzędzia i umie rwać zęby, odpowiedział,
że jak ruscy w 1941 roku uciekali przed
Niemcami, to zginął wtedy rosyjski lekarz, i on znalazł tę skrzyneczkę z
instrumentami, schował i w razie nagłej
potrzeby pomagał ludziom w cierpieniu.
Dopili resztkę samogonu z drugiej butelki, wylewnie się
pożegnali i Paweł jedną ręką trzymając się za bolącą szczękę, drugą
podtrzymywał chwiejącego się szwagra i
tak dotarli do barakowozu.
Chi, chi, chi..., a to ci dopiero historia!
OdpowiedzUsuń