poniedziałek, 16 września 2013

Ból zęba



Październik 1970roku.
Budowa przepustu pod drogą Nowosady – Zaleszany, na rzeczce Cisówce w gminie Michałowo .
Straszne zadupie. Do pilnie strzeżonej na różne sposoby granicy na rzut kamieniem.
Nie ma prądu, a woda w strumyku.
Na budowę przyciągnięto barakowóz, który służył do spania od poniedziałku do soboty, przygotowania jedzenia, szatnię i moje biuro budowy.
W poniedziałki dowoził nas samochód (star z plandeką ) i zabierał w sobotę.
Do najbliższej wioski kilka kilometrów, a do przystanku PKS jeszcze dalej.
Któregoś dnia jednego z robotników – Pawła - rozbolał ząb. Do dentysty nie ma jak się dostać, a ząb boli coraz bardziej. Wypróbowane zostały różne środki do uśmierzenia bólu, różne spirytusy z apteczki, siarka z zapałek wepchnięta w dziurę w zębie i różne inne, co komu z kolegów przyszło do głowy. Nie pomogła i mocno zakrapiana dla uśmierzenia bólu samogonem kolacja.
Przemęczył się Paweł z bólem całą noc i rano, skoro świt wyszedł zmiętolony z baraku.
 Samo do skupu mleka jechał furmanką z bańkami jakiś miejscowy.
Od słowa do słowa zgadali się, że w okolicy nigdzie dentysty nie ma, ale czasami, jak kogoś mocno przypili, to idzie do chłopa mieszkającego na kolonii Zaleszany i ten jak ma dobry humor, to zęby wyrywa – choć nie zawsze ten co trzeba. Tylko trzeba do niego iść z flaszką, bo tego na trzeźwo nigdy nie robi.
Paweł trochę powybrzydzał, pocierpiał jeszcze ze dwie godziny i gdy już całkiem dojrzał wziął szwagra – pracującego razem brygadzistę Wiktora, dwie butelki samogonu i poszli szukać ratunku.
Pod Zaleszanami znaleźli kolonię, na której mieszkał szukany „uzdrowiciel”.
 Zapytana żona powiedziała, że poszedł  do wsi, ale zaraz powinien wrócić.
- niech siondo i poczekajo,
A patrząc na zbolałego Pawła dodała:
- ale żadnych zębów to on nie rwie.
Usiedli na ławeczce pod płotem. Po pewnym czasie przyszedł drogą od wsi nieduży, starszawy, trochę „wczorajszy” mężczyzna. Usiadł przy nich i widząc skrzywionego, trzymającego się za szczękę Pawła od razu powiedział, że on żadnych zębów nie wyrywa.
Wiktor -  chłop rozstropny i wygadany odparł, że oni pracują na drodze i przyszli tylko pogadać, a że sam prowadzący drobne gospodarstwo i ciekawy świata, to i tematów do rozmowy nie zbrakło.  Wyjął Sokół  zza pazuchy flaszkę i zapytał, czy gospodarz nie miał by  jakiejś szklanki, to wypili by po kielichu, żeby lepiej się rozmawiało. Chłopu aż oczy się zaświeciły, z chęcią skoczył do domu po stakana i tak pomału wypili te pól litra samogonu, co zważywszy, że gospodarz przyszedł już chwiejnym krokiem, a pili we dwóch, było wystarczająco.
 I wtedy spytał chłop patrząc na pojękującego Pawła:
-  a czemu to on nie pije?
A Wiktor od niechcenia:
- ee tam, ząb go boli i nie może gęby otworzyć.
- aaa, too, to może ja pooomogę?, - zainteresował się gospodarz.
Poszedł do chaty chwiejnym krokiem i za chwilę wrócił niosąc niklowane pudełko. Otworzył je pokazując trochę nadrdzewiałe,  poplamione  narzędzia dentystyczne. Kazał otworzyć Pawłowi gębę i pokazać bolący ząb. Nim Paweł wystękał pokazując palcem przyczynę bólu, chłop wsadził mu w usta trzymane z tyłu w spracowanej, niedomytej od obrządku garści obcęgi, złapał nimi – na szczęście – bolącego zęba i tarmosząc nim na wszystkie strony razem z głową wrzeszczącego Pawła, po chwili wyciągnął zakrwawionego próchniaka.
Paweł oszołomiony i obolały dochodził do siebie na ławeczce, a Wiktor pogrążał się dalej w dysputę, chwaląc zręczność rolnika.
Na pytanie skąd ma narzędzia i umie rwać zęby, odpowiedział, że jak ruscy w 1941 roku  uciekali przed Niemcami, to zginął wtedy rosyjski lekarz, i on znalazł tę skrzyneczkę z instrumentami, schował  i w razie nagłej potrzeby pomagał ludziom w cierpieniu.
Dopili resztkę samogonu z drugiej butelki, wylewnie się pożegnali i Paweł jedną ręką trzymając się za bolącą szczękę, drugą podtrzymywał chwiejącego się szwagra  i tak dotarli do barakowozu.

1 komentarz: