poniedziałek, 13 lutego 2012

Poszukiwanie Stankiewiczów


17.04.2007

                             W metryce zgonu mego dziadka - Józefa Stankiewicza - zapisano, że urodził się on w  Popiszkach, obecnie na Litwie.
Znalazłem na mapie wieś Popiszki w parafii Stare Troki i jadąc do Wilna - łudząc się nadzieją -pojechałem je sprawdzić.
W niedużych gospodarstwach na gospodarce pozostawał przeważnie najstarszy syn, a inne dzieci musiały szukać sobie miejsca gdzie indziej, a więc jeden Stankiewicz musiał tu z rodziną żyć. Tak rozumując  pojechałem na miejscowy cmentarz, by tam szukać śladów Stankiewiczów.

Znalazłem dwa groby, mężczyzny i kobiety z datą urodzenia rok, czy dwa po Józefie.

Pytani mieszkańcy wsi o to, czy mieszkają tu Stankiewicze odpowiadali, że nikt o takim nazwisku tu nie mieszka i nie pamiętają aby mieszkał. Dopiero za którymś zapytaniem, przywołany z głębi podwórka starszy mężczyzna przypomniał sobie, że na środku wsi, gdzie przy domu niedawno spaliła się „futryna” mieszka Jakubowska, która pochodzi ze Stankiewiczów.

Jeżdżąc po wsi i szukając domu ze spaloną futryną, zatrzymałem się przy wychodzącej przez furtkę z podwórka, przygarbionej, opartej na kosturze starowince i zapytałem o Jakubowską. Odpowiedzialna, że to ona jest Jakubowska.

- a czego chce?

- szukam Stankiewiczów

- a jakich Stankiewiczów?

Zacząłem mówić o Józefie i Jakubie z Olkienik, lecz moich tłumaczeń nawet nie słuchała, tylko wziąwszy mnie za rękę poprowadziła w głąb podwórza, gdzie była spalona stodoła (po pewnym czasie doszedłem, widryna==stodoła), i tłumaczyła jaka to jej się krzywda stała, że ten czerwony bolszewik, pijak i ...ją spalił i kto jej teraz pomoże?

Wyłuszczywszy wszystkie swoje żale i powiedziawszy wszystko to co chciała powiedzieć nie dając mi dojść do słowa, wzięła mnie znowu za rękę, podprowadziła do domu, rozesłała na betonowym schodku tkany chodniczek kazała usiąść i rzekła:

- no, a teraz możemy pogadać. To czego szuka?

Znowu mówię, że szukam Stankiewiczów – przodków Józefa i Jakuba, którzy mieszkali w niedalekich Olkienikach.

- a , to nie znam żadnych Stankiewiczów, a tu żadne Stankiewicze nie mieszkają.

Tłumaczę babci, że na cmentarzu znalazłem dwa groby Stankiewiczów.

- a jakie mieli imiona?

Mówię imiona zanotowane z nagrobków.

- aaa, to mój tatuś i mamusia.

Dalej dopytuję się, skąd się oni wzięli w tych Popiszkach?

Babcia tłumaczy, że jej mamusia sądziła się o ziemię przed wojną i w roku 1930 przyjechali tu z niedalekiego Landwarowa.

Trop się urwał, nie ci Stankiewicze, nie te Popiszki.

Z gospodarstwa z naprzeciwka przybiegła dziewczynka około 4-5 lat i chwyciwszy babcię za rękę pociągnęła ją ze sobą mówiąc piękną polszczyzną z wileńskim zaśpiewem, że tatuś i mamusia kazali jej natychmiast przyjść do nich.  

Przyjechał obcy. Sąsiedzi pilnują.

Przejechałem Stare Troki z podniszczonym kościołem i Połuknię, gdzie kaplica była zniszczona i została pobudowana nowa, drewniana.

Tu śladów Stankiewiczów nie ma.

niedziela, 12 lutego 2012

Początki poszukiwań


                         W 2005 roku nagabując mą – już staruszkę - Mamę Janinę o historię naszej rodziny, zmęczona mymi dociekaniami w pewnym momencie, trochę rozżalona powiedziała:
                                  „…. A życie moje to było takie,
                                 że książkę można by było napisać”
I tak pomału zaczęła się moja przygoda z genealogią. Zacząłem zbierać strzępy materiałów o  życiu Jej  i naszej rodziny, tej dzisiejszej i tej, którą po kawałeczku należy wydobywać z mroków przeszłości.

W 2007 roku zapisałem:
Odnalezienie historii rodzin Chitruszków i Stankiewiczów jest prawie niemożliwe.
Obie rodziny zamieszkiwały na terenach doświadczanych od wieków wojnami, walkami narodowościowymi, zmianami władzy i ustrojów.
Oni musieli dostosowywać się do nowych warunków by przeżyć, lub w końcu, jak niektórzy z nich opuścić swe rodzinne strony i przemieścić się wraz ze zmianą granic Polski.
Tworzone przez wieki ślady ich pobytu na Ziemiach przez nich zamieszkałych: gospodarstwa, cmentarze, dokumenty zaciera bieg historii.
Bardzo trudny jest dostęp do szczątków uratowanych z zawieruchy wojennej dokumentów.
W parafiach na terenie obecnej Białorusi i Litwy zostały zabrane z kościołów księgi metryczne, w archiwach są one często w złym stanie i nie są udostępniane. Ponadto dużą przeszkodą jest odległość, granice państwa i bariery językowe.

Dokumenty repatriacyjne w różnych archiwach do dzisiaj nie są skatalogowane. Po to by znaleźć konkretną osobę trzeba w tych archiwach przeglądać dziesiątki niewyraźnie pisanych list, wykazów i zestawień i nie oznacza to, że się w końcu coś znajdzie.

Józef Stankiewicz – mój dziadek ze strony Mamy -  z żoną Anną z Januszewskich mieszkali w Olkienikach (pow. wileńsko-trocki) i tam urodziły się ich dzieci, co jest potwierdzone odpisem aktu urodzenia Joanny z księgi metrycznej kościoła w Olkienikach.
Ślub brali najprawdopodobniej, zgodnie ze zwyczajem w parafii panny młodej, ale!

ANNA
W akcie  zgonu w rubryce miejsce urodzenia napisano Wilno. Inne dokumenty nie istnieją.
Wg podań rodzinnych rodzice Anny pochodzili ze Święcan. Sprawdzono w Archiwum Historycznym w Wilnie. W Święcanach urodzenia Januszewskiej Anny nie ma.
Wg Piotra Czyżyk-Markiewicza, teściowa jego Anna pochodziła z Koleśnik.
Byłem w Koleśnikach we wrześniu 2007 roku. Duży, ładny kościół zastałem zamknięty, tak jak i skromną wiekową plebanię. Na furtce kartka z podanym numerem telefonu księdza, by dzwonić w nagłej potrzebie.  Przechodzący obok ludzie podpowiadają, że w Koleśnikach od pewnego czasu księdza na stałe nie ma, tego co był  przeniesiono do innej parafii, a tu msze odprawia raz w tygodniu ksiądz z odległych o  20 km  Ejszyszek.
Pojechałem do Ejszyszek.
Ludzie samo wychodzili z wieczornego nabożeństwa w kościele. Wcisnąłem się przez kościół do zakrystii, gdzie zastałem jeszcze dwóch przebierających się księży. Proboszcz, który opiekował się także kościołem w Koleśnikach obiecał mi poszukać ksiąg i ew. zapisów w księgach  urodzenia i ślubu Anny w tamtejszym kościele.
W umówionym terminie zadzwoniłem. Niestety odpowiedział mi, że Ksiąg w plebanii nie ma.

JÓZEF
W metryce zgonu podano miejsce urodzenia Popiszki.
Wysłałem e-mail do dr. Czeslawa Malewskiego, historyka z Uniwersytetu w Wilnie, zajmującego się genealogią Polaków na Litwie, z zapytaniem o Józefa Stankiewicza, z Olkienik, a urodzonego w Popiszkach. Dostałem odpowiedź, że Stankiewiczów na Litwie jest, jak w Polsce Kowalskich, a Popiszek też jest kilka i żeby znaleźć jakąś osobę trzeba poszukać metryk w archiwach.
Sam znalazłem w spisie miejscowości  Rzeczpospolitej z 1924 roku wymienionych 20 miejscowości (wsi, zaścianków i folwarków) o nazwie Popiszki.
                 Na złożony w 2006 roku wniosek do Archiwum Historycznego w Wilnie o wydanie metryki urodzenia Józefa Stankiewicza ur. 5.03.1888 roku w Popiszkach po kilku miesiącach otrzymałem odpis w języku litewskim, przetłumaczony przez Panią Helenę Matulewiczene z Olkienik.
 





Stwierdziłem, ze nie zgadza się data urodzenia i imię ojca Józefa., ponadto miejsce urodzenia „niewyczytalne”.
Pomimo domniemań i sugestii, że występujące nieścisłości mogły powstać przy zapisywaniu w metrykach, a różnica kilku lat, to może być zwykła pomyłka, nie jestem przekonany do tego, że jest to poszukiwany „mój” pradziadek.

Dzięki dalszym poszukiwaniom  w Archiwum w Wilnie w sierpniu 2007 roku otrzymałem
e-majlem wiadomość:

„Witam Pana Tadeusza ! Otóż już natrafiłem na ślad Pańskiej rodziny Stankiewiczów, znalazłem metrykę ślubu Michała Stankiewicza z Anną w 1887 roku w Zosielskim kościele, który to był w dekanacie trockim, ale sam Michał pochodził z dekanatu wileńskiego i prawdopodobnie parafii Czabiszki tuż za rzeką Wilią…….
    Z Szacunkiem  - Albert Wolk „

Aby potwierdzić, że są to poszukiwani Stankiewicze należało by  odnaleźć metrykę urodzenia Józefa w roku następnym po ślubie, a więc 1888, zresztą zgodnie z datą urodzenia z metryki zgonu.
Lecz księga urodzeń z tego roku z tej parafii jest niedostępna, gdyż jest w bardzo złym stanie.
Polecono czekać na jej zmikrofilmowanie, co nie wiadomo kiedy nastąpi ( Litwa nie wyraziła zgody na wykonanie mikrofilmów ksiąg  metrycznych Mormonom). I nawet próba uzyskania dostępu przez dr. Czesława Malewskiego nie powiodła się.
              Nie pozostały żadne dokumenty po Józefie i Annie, oprócz ich aktów zgonu.
W Wydziale Spraw Obywatelskich w Olsztynie, gdzie mieszkali do śmierci, wszelkie dokumenty są niszczone po 10 latach – nic nie znaleziono.
              W Urzędzie Miejskim w Oleśnicy, w której mieszkali przez 30 lat, a Józef pracował w Spółdzielni Pracy, nie ma żadnego śladu ich tam bytności. W byłym miejscu pracy Józefa, po kilkukrotnej zmianie właściciela zakładu, jego przebranżowieniu, wojnie o udziały po likwidowanej spółdzielni i pożarach (być może celowych dla zniszczenia dokumentów) nie można się nawet wywiedzieć o los dokumentów osobowych byłych pracowników spółdzielni.

                 Odnaleziony przeze mnie mieszkający do dzisiaj w Olkienikach syn przyrodniego brata mej babki Anny -  Alfred Januszewski - twierdzi, że ojciec „cioci Ańci” pochodzi pewno ze Święcan, a Jego babka po matce urodzona w Podwersoczu,  Ejszyszkiej parafii.
W przedwojennej Encyklopedii Kościelnej, w spisie parafii w dekanacie Braslawrensis  (Bresław) w parafii Święcany jest wymieniona miejscowość Popiszki. Na polskiej mapie sztabowej z tamtego okresu odnalazłem tę miejscowość kilkanaście kilometrów na północ od Święcan.
Pasowało by. Oboje z jednej parafii.
Myślę, że i ten ślad uda się sprawdzić.

piątek, 10 lutego 2012

Pierwsza podróż do korzeni.


Rok  1969.
         Byłem z mamą Janiną i siostrą Ireną po raz pierwszy w Przewałce na Białorusi, u Emilii –siostry mego Ojca i jej męża - Antoniego.
Po wielu staraniach czynionych przez Emilię w ”Sielsawiecie”, kilkukrotnych rozmowach z Predsiedatielem Sielsawieta w Hoży, zdaniu dodatkowych ilości jajek i innych produktów, a także pokonaniu różnych innych przeszkód im stawianych, udało się jej wreszcie uzyskać „razreszenie” na nasz przyjazd.
            Antoni - już starowaty i niedołężny ciągle wypytywał mnie o „polskość” w Polsce. W jakim wojsku służyłem, jaki orzełek miałem na czapce, co było na guzikach od munduru. On dalej tęsknił i czekał na Polskę.
Były kawalerzysta był do końca przekonany o powrocie Polski na dawne kresy. Nie mógł pogodzić się z nową władzą i nowymi porządkami. Ostatni we wsi oddał konia do kołchozu, gdy mu zakazano go wypasać nawet przy drogach i na miedzach. Dzieci Jego pokończyły tylko obowiązkowe szkoły powszechne. Dalej uczyć się nie pozwolił w "ruskich" szkołach. Czekał na powrót Polski i polskie szkoły.
             Czasy siermiężnego PRL-u. Przez handel na targowiskach starano się odrobić koszty podróży i ewentualnie coś przywieść na zaopatrzenie rodziny.
Po przyjeździe do Przewałki i obowiązkowym osobistym i pisemnym meldunku na milicji w Grodnie, z rana prawie każdego dnia jechaliśmy na targowisko do Grodna.
Po południu odwiedzaliśmy domy dzieci Emilii: Helenę z Eugeniuszem, Stanisławę z Zygmuntem (jego toast – no to dzierbałyźniem) w Przewałce, Janinę z Marianem w Szandubrze. Wszędzie prosta wiejska zagrycha i mnóstwo samogonu. ( ponoć w czasie przyjazdu  rodziny z Polski, przyjmująca ją rodzina mogła produkować go legalnie na swoje potrzeby).
Prawie w każdej chacie, pomimo radzieckiego zamordyzmu za piecem kaflowym widziałem myśliwską dwururkę.
            Któregoś z kolei dnia, przebudziwszy się z rana, stwierdziłem, że mama z Ireną tym razem pojechały do Grodna same.
Z zadowoleniem pomyślałem, że nareszcie będę mógł pospać wyleczywszy kaca i odpocząć od pijaństwa.
Złudne nadzieje.
Za chwilę wparowała do pokoju ciotka Emilka, wołając na śniadanie.
Nie pomogły wymówki. Łagodnie, lecz stanowczo zapraszała do stołu.
Ubrałem się i poszedłem do drugiego pokoju.
Moje tłumaczenie, że nikogo więcej nie ma, a ja nareszcie będę mógł odpocząć od alkoholu nie pomogły.
 „Synok, dla kurażu koniecznie trzeba wypić”.
Nie chcąc zrobić ogromnej przykrości ciotce, „ dla kurażu” musiałem wypić przynajmniej „stakańczyk”.
Wtedy też otrzymałem od ciotki pamiątki rodzinne: Personalausweis z okresu okupacji niemieckiej ojca Emilii, a mojego dziadka - Piotra i sygnet, wręczany mi jako drogocenna pamiątka.
Nie jest złoty, ale jest.



wtorek, 7 lutego 2012

Do Narewki


2011.08.14
Żona wyczytała w internecie, że w Narewce jest wystawa poplenerowa obrazów malarzy ze świata, i to dzisiaj ostatni dzień.
Jedziemy?
Jedziemy.
Po niedzielnej Mszy Św. w swojej parafii i pobraniu w zakrystii kościoła plecaka do wypełnienia przyborami szkolnymi potrzebującym – akcja Caritas – wyruszyliśmy w trasę.
Przez Zabłudów, gdzie jak zwykle zjedliśmy dobre lody, mijając „Krainę otwartych okiennic”,
przez Trześciankę dojechaliśmy do Narwi. Z prawej strony pozostaje zamknięty o tej porze, jedyny w Gminie Narew kościół rzymskokatolicki pw. Wniebowzięcia Najświętrzej Marii Panny i Św. Stanisława Biskupa Męczennika. Niedaleko dalej po lewej stronie ulicy dojeżdżamy do ładnej, świeżo pomalowanej na różne odcienie koloru niebieskiego, drewnianej cerkwi pod wezwaniem Podwyższenia Krzyża Świętego.

 Wokół niej na placu dużo młodzieży i ludzi starszych. Właśnie trafiliśmy na odpoczywającą pielgrzymkę podążającą na Świętą Górę Grabarkę. Kobiety w jasnych chustkach na głowach, w ubraniu zakrywającym ramiona i kolana. Przy ogrodzeniu i budynku cerkwi dużo opartych , większych i mniejszych krzyży drewnianych, które pielgrzymi niosą na Grabarkę. Z prawej strony cerkwi ustawione stoły z zupą chlebem i napojami dla pielgrzymów. Ludzie - widać zmęczeni - leżą i odpoczywają na trawie przy ogrodzeniu, siedzą na schodach.
Weszliśmy do świątyni. Przepych kolorów wystroju. Ładny ikonostas. Na ścianach duże obrazy olejne przedstawiające sceny z Nowego Testamentu. Pod ścianami na rozłożonych na podłodze dywanach leżący i odpoczywający pielgrzymi. Niektórzy się modlą, niektórzy śpią. Jedna z kobiet podchodzi do leżących na podstawach trzech ikon, trzykrotnie żegna się i je całuje. Na środku duża podstawa z palącymi się cieniutkimi świeczkami, a przed nimi na podstawie wyłożona ikona, symbolizująca dzisiejsze święto w cerkwi.(Twarz Chrystusa).
Opuszczamy Narew i kilkanaście kilometrów dalej pojawia się z oddali brązowo-beżowa cerkiew. Skręcamy w boczną drogę na Łosinkę. We wsi na wzgórzu wśród zieleni stoi cerkiew drewniana, podobna do tej w Narwi, lecz w innych kolorach.
W Łosince znajduje się Cerkiew pw. Św. Apostoła Jakuba syna Alfeusza Pierwsza wzmianka o cerkwi w Łosince pochodzi dopiero z 1778 roku, kiedy to cerkiew została konsekrowana pw. Św. Jakuba Apostoła. Są przypuszczenia, że cerkiew ta została przeniesiona z Nowoberezowa. Inne źródła z 1847 roku podają z kolei, że cerkiew wybudowana została staraniami hrabiny hetmanowej Izabeli Branickiej.
Wracamy na drogę główną i jadąc w stronę Siemianówki dojeżdżamy do Narewki. Z dala już widać duże niebieskie hale produkcyjne Pronaru. Mieści się tutaj oddział tego zakładu. Zakład główny znajduje się w zwiedzanej wcześniej Narwi. Firma PRONAR produkuje nowoczesne ciągniki rolnicze od maleńkich do największych oraz przyczepy i maszyny rolnicze. Specjalizuje się również w produkcji obręczy do kół pojazdów, wyrobów z tworzyw sztucznych, produkcji elementów hydraulicznych i pneumatycznych oraz handlu. Posiada liczną sieć sklepów spożywczych i stacji paliw oraz prowadzi inne rodzaje działalności gospodarczej. Jest to fenomen gospodarczy, ponieważ w czasach kryzysowych PRONAR systematycznie rozbudowuje zakłady i zwiększa zatrudnienie. Znajduje się też w Narewce Przedsiębiorstwo Produkcyjno - Handlowe NARMET – producent kotłów centralnego ogrzewania zasilanych biomasą pochodzącą z odpadów drzewnych. Przejechaliśmy się po uliczkach Narewki. Wszędzie porządek, odnowione domy i zadbane obejścia. Na ul. Mickiewicza cel naszej wycieczki, w pięknie odnowionym drewnianym budynku po starej szkole umieszczono Galerię im. Tamary Sołoniewicz.
Tamara Sołoniewicz,– polska reżyser i scenarzystka filmowa . Urodziła się w 1938 roku w Narewce w rodzinie przedwojennej białoruskiej inteligencji. Tu ukończyła Szkołę Podstawową, a Liceum Ogólnokształcące w Michałowie. Absolwentka wydziału filologii polskiej na Uniwersytecie Warszawskim oraz Podyplomowego Studium Dziennikarskiego. Od połowy lat 60. związana była z Telewizją Polską, pracowała w Dzienniku Telewizyjnym, redakcji reportażu Programu I, redakcji społecznej i filmu dokumentalnego, Wytwórni Filmów Dokumentalnych w Łodzi. W latach 90. współpracowała z białostockim oddziałem telewizji regionalnej. Tematem większości filmów autorstwa Sołoniewicz była Białostocczyzna. Pierwszy film o tym terenie zrealizowała w 1966 roku. "Miasteczko na skraju puszczy" – to filmowa opowieść o ówczesnym życiu Hajnówki. Wiele jej filmów było nagradzanych na festiwalach w kraju i zagranicą. Zm. 18 lipca 2000 r. w Białymstoku. (Wikipedia)
W galerii organizowane są różnego rodzaju wystawy artystyczne, a obecnie wystawione są prace malarzy z różnych krajów, wykonane na warsztatach w puszczy Białowieskiej.
 M. in. swe prace wystawiają: prof. Piotr Bogusławski ASP Warszawa,
  Sławomir Blatton z Londynu DICK BIXBY z Turgui (Anglia)
  Mańka DOWLING - Polska – Londyn
  Elżbieta Hojak-Myśko – właścicielka Rickshow Gallery w Londynie
  Kashika VS - Sydney Sas Kia Vrankon – Australia i inni.
Część z tych prac ładnie odwzorowuje piękne zakątki Puszczy Białowieskiej, niektóre są na inne tematy, lecz część, lepiej by nie była przedstawiana jako zachęta do jej odwiedzenia.
W jednym z pomieszczeń pokazano kuchnię chłopską z tych terenów, z płytą kuchenną, statkami i wyszywanymi makatkami na ścianach, w innym izbę tutejszą z metalowym łóżkiem ze stosem poduszek, stołem nakrytym szydełkowymi obrusami. W rogu izby zawieszona ikona, pod którą zwisa haftowany na niebiesko biały płócienny ręcznik. Kilimy, makatki, wyszywane poduszki i inne przedmioty z dawniejszej chaty.
Przydało by się więcej, lecz pani obsługująca zwiedzających mówi, że dzisiaj nowi mieszkańcy wsi nie chcą wyzbywać się staroci po ojcach i dziadkach i trzymają po domach.
Po zwiedzaniu czas na posiłek. Naprzeciwko galerii, po drugiej stronie ulicy, nad rzeką Narewką postawiono karczmę „Bojarski gościniec”. Czysto, schludnie i dość stylowo. Zjeść można w przestronnej sali, lub na tarasie z ładnym widokiem na zakole Narewki, płynącej na granicy zadbanego trawnika gościńca. W karcie dziczyzna i to co wszędzie. Przydało by się trochę potraw z kuchni miejscowej.
Po posiłku jedziemy w dalszą drogę. Przez Siemianówkę, skąd przyglądamy się torom biegnącym po nasypie na zalewie i dzielącym go na dwie części, wzdłuż brzegu do tamy w Bondarach, podjeżdżamy z drugiej strony zalewu pod były budynek hotelu, w którym obecnie jest Dom Opieki Społecznej i wracając zajeżdżamy na osiedle blokowe w Bondarach, w którego budowie brałem udział i gdzie byłem kontrolowany przez komisję składającą się z ważnych i groźnych oficerów WP, nasłanych przez WRON w czasie stanu wojennego.
Wiele takich ważnych komisji latało wówczas po zakładach pracy i budowach i pouczało jak należy porządnie pracować.
Jadąc dalej zaraz za Bondarami z lewej strony Bagniuki, a za nimi nad rzeką budowana przeze mnie spora oczyszczalnia ścieków dla osiedla w Bondarach i okolicznych wsi.
Dalej drewniana cerkiew w Nowej Woli i z pozłacanymi obecnie kopułami w Michałowie.
W Michałowie na ryneczku nowo wybudowany pałac nowo powstałego Urzędu Miejskiego – prawa miejskie uzyskało 01.01.2009 roku.
Dalej przez Żednię i Widły do Białegostoku.

niedziela, 5 lutego 2012

Powitalny

Wiam wszystkich, którzy błąkając się po internecie trafią na mego bloga i zechcą przeczytać, a może i dodać coś do moich zapisków.
A będzie o moich poszukiwaniach genealogicznych, podróżach dalekich i bliskich i ... takie tam rózne.