piątek, 16 marca 2012

Podróżowanie po Litwie - cz. IV


Dzień następny.
Na godz. 9.00 umówiłem się z Albertem (zaprzyjaźniony historyk z Wilna) w Litewskim Archiwum Historycznym w Wilnie, gdzie pomógł mi On w przejrzeniu fondów (spisów).                                     Księgi metrykalne z kościoła w Rudnikach są, ale z lat, które mi są potrzebne nie są wydawane, gdyż są w bardzo złym stanie. Wypada tylko czekać, aż zostaną zmikrofilmowane, co jest w planach archiwum.
Parę miesięcy temu napisałem do Konsulatu RP w Wilnie z prośbą o wydostanie metryki urodzenia Józefa. Odpisali, że pismo zostało przekazane do archiwum i trzeba czekać. Zobaczymy co z tego będzie.  Zrobiłem zdjęcia spisów istniejących w archiwum dokumentów z parafii w Olkienikach.      W  wolniejszym czasie będę próbował je rozszyfrować. Może jest tam coś co nas zaciekawi.

Z Wilna w drogę powrotną pojechałem w stronę Jaszun.                                                              

                     Po drodze Mariampol. (nie ten Sienkiewiczowski). Były kołchoz w ruinie. Biednie. Na skraju wsi przy bocznej drodze staw, a za nim zniszczony upływem czasu dawny dworek. Musiało to być kiedyś piękne miejsce.

  Nad stawem dość oryginalny dziadek, z którym przegadałem prawie dwie godziny. To znaczy On mówił, a ja słowo od czasu do czasu. Narzekał, że za okres służby w wojsku rosyjskim nowe władze litewskie odmówiły mu przyznania emerytury. Okazało się, że był oficerem Specnazu. Jednostka ta m. innymi brała udział w ataku na więżę telewizyjną w Wilnie w styczniu 1981 roku.



 




Następny etap – Jaszuny.
   Ładnie położona miejscowość z dużą nową szkołą.
    Ulice z nazwami po litewsku i po polsku.
           



 

         Dawny pałac – siedziba rodowa Radziwiłłów i Balińskich (historia w internecie), z dużym,    niegdyś   pięknym parkiem. Widać za czasów sowieckich pałac był remontowany. Dzisiaj opuszczony, z zabitymi szczelnie oknami i drzwiami. Nieremontowane i niszczejące dawne budynki dworskie.



Z Jaszun w stronę Olkienik.
 Po drodze Perczupie z pomnikiem granitowym „Ból Matki” i nową karczmą.
Obiad – oczywiście chłodnik litewski, cepeliny (kartacze) tym razem z sosem borowikowym i dwie szklanki zimnego kwasu.


                    Przed samymi Olkienikami skręciłem w lewo do wsi Czyżuny.  Sąsiaduje ona przez drogę biegnącą do „naszej”  dawnej fabryki z Olkienikami.  Znalazłem się w skansenie. Oryginalna wieś z okresu międzywojennego, lub lat 50-tych, nie skażona nowymi zabudowaniami, sajdingiem lub farbami.  Jedynie dachy kryte eternitem, który już zdążył zarosnąć mchem i ściemnieć. Domy z bali drewnianych na zacios, mało który oszalowany, za nimi budynki gospodarskie, a naprzeciwko wejścia do domu z drugiej strony podwórka świronek na zapasy. Ulica brukowana, a obejścia okolone drewnianymi, starymi jak zabudowania płotami. Żadne anteny satelitarne nie szpecą zabudowań. 
 Na swój sposób pięknie.  
  
Dalej jeszcze tylko Olkieniki Stacja i prosto do domu.