środa, 21 sierpnia 2013

Stanek



                     W listopadzie 1968 roku, po odbyciu służby wojskowej przydzielono mi budowę mostu przez rzekę Swinobródka w Stanku – niedaleko Żedni.



                            Dobra Stanek należały od 1892 roku do żony fabrykanta dojlidzkiego – Aleksandra Hasbacha –Eugenii.
Po ich nabyciu w części rezydencyjno-ogrodowej wzniesiono pałac, zwany zamkiem. Był on podobny do pałacu Hasbachów w Dojlidach. Pałac był otoczony parkiem. Osiowość usytuowania pałacu to regularny układ dróg, kwater sadu, nasadzeń, szpalerów i alei. Nawiązywał do barokowych ogrodów kwaterowych - francuskich. Założenia w tym stylu przetrwały aż do 1915 roku.
W połowie sierpnia 1915 r. Hasbachowie przenieśli się w głąb Rosji.
Około 20 sierpnia tego samego roku, posuwająca się traktem z Zabłudowa w kierunku Gródka, kolumna wojsk niemieckich w Stanku natrafiła na silną rubież obronną wojsk rosyjskich. Do zlikwidowania tej rubieży Niemcy użyli artylerii. W wyniku tych walk pałac uległ całkowitemu zniszczeniu.
Po trzech latach tułaczki po Rosji, Hasbachowie powrócili do Białegostoku.
W Stanku w latach dwudziestych XX wieku wznieśli oni drewniany dom leśniczego, w którym kilka pokoi przeznaczyli dla własnych potrzeb, a w pozostałej części - dla administracji prywatnych właścicieli lasów. W parku wówczas urządzono kolistą, betonową fontannę.
W 1922 r. folwark Stanek posiadał 3058 ha powierzchni, pokrytej głównie lasami.
W okresie II wojny światowej wszystkie budynki w Stanku strawił ogień..
Po wyzwoleniu, folwark w całości przekazano Nadleśnictwu Żednia.
Dla potrzeb leśnictwa w 1945 r. do Stanku przeniesiono drewniany dwór Hasbachów z Izbiska.
 W budynku tym mieszkały rodziny leśniczych i gajowych między innymi: Krepskich, Sidorowiczów, Masnych i Pawelczuków.
Przez Stanek przebiegał trakt: Bielsk - Zabłudów - Gródek - Grodno, którym podróżowano już w XVI wieku
                                                                                                                         (wg Wikipedii)



                     Gdy objąłem tą budowę, stary drewniany, spróchniały most był już rozebrany. Rozpocząłem od wykonania i wbijania pali żelbetowych pod podpory mostu.
Okolica piękna . Stary świerkowy las. Z pozostałościami dawnych parkowych nasadzeń.
Leśniczówka, mieszcząca się w budynku podworskim mocno podniszczona.
 Miał tam swoje biuro i mieszkał z rodziną leśniczy Sidorowicz.
 Jego to syna – Michała, sympatycznego, dorosłego już, ale trochę opóźnionego, zatrudniłem jako dozorcę do pilnowania naszego skromnego dobytku.
Na wprost leśniczówki widoczna jeszcze,  była obsadzona lipami droga dojazdowa z Sokola do pałacu. Nieużywana już od dawna i zarośnięta.
Na budowie pracowała stała brygada mostowa – brygadzista Wiktor, jego szwagier Paweł zwany Maniusiem - obaj z Kożlik, cieśla Danilewicz z Ostrówek i jeszcze dwóch do pomocy.

Do  Stanku prowadziła przez las droga polna od szosy Widły – Michałowo, niedaleko Żedni. Wzdłuż drogi tej na poboczu na wiosnę pięknie zakwitały na niebiesko połacie krokusów, zaś w zaroślach na podmokłym terenie na przedwiośniu kwitły na różowo krzewy wawrzynka  wilczełyko.


Świnobródka
 
Któregoś dnia późnym latem, gdy płyta mostu była już zabetonowana i wykonywane były roboty wykończeniowe, przyjechał na kontrolę robót dyrektor firmy.
Po oględzinach wykonanych prac zwrócił się do Pawła – zapalonego grzybiarza, by ten zaprowadził nas w las na olszówki, które w tym czasie były dobrym grzybem jadalnym i wszyscy je zbierali i jedli.
Paweł, trochę wstawiony z chęcią zerwał się i poprowadził nas w las.
Idziemy, idziemy gęsiego przez zarośla, wokół nic nie ma.
Dyrektor krzyczy: Paweł, gdzie te olszówki?
A Paweł: -aaa olszówki?, a, to w tamtą stronę, skręcił w prawo.
Idziemy, idziemy las piękny, drzewa wysokie, grzybów nie ma.
Dyrektor się niecierpliwi: Paweł, gdzie te olszówki?
A Paweł: -aaa olszówki?, a, to w tamtą stronę, i poprowadził nas w całkiem innym kierunku.
Po dłuższym błądzeniu po lesie bez efektów, dyrektor zwyczajowo zaklął: - ssskurcza twoja mać
i wróciliśmy na budowę
Dyrektor wściekły i zmęczony wsiadł do samochodu i nie pożegnawszy się nawet pojechał.

 Wybudowany w 1969 roku most dzisiaj

W tym czasie dwór – leśniczówka była już w złym stanie. Nie remontowana, ze zmurszałym wejściem. Na zewnątrz zaniedbane otoczenie, zamienione w podwórkową rupieciarnię i magazyn leśniczówki. Od żwirowej drogi osłaniał ją rozwalający się, porosły mchem drewniany płot i żywopłot z zasadzonych świerków.

Nadleśnictwo Żednia, nie remontowało leśniczówki, która uległa dewastacji i została rozebrana.
Przed wybudowanym mostem na rzece Świnobródka  leśnicy zbudowali tamę i powstał staw, w którym zatapiano drewno w celu jego konserwacji, a dzisiaj służy jako leśny punkt czerpalny wody.

Po dawnym folwarku z dworem nie zostało śladu. Tylko dociekliwy szperacz dostrzeże w zaroślach węgieł fundamentu dworu-leśniczówki, zaś z drugiej strony leśnej drogi odnajdzie dawny trakt obsadzony starymi, wyniosłymi lipami zarośnięty już lasem i chaszczami.

Pozostałe ślady dworu - leśniczówki

niedziela, 18 sierpnia 2013

Manewry

Druga połowa sierpnia 1968 roku.
Niedziela.
 Świt.
 Alarm bojowy.
Zrywamy się z łóżek i z niedowierzaniem wsłuchujemy się w sygnały grane na trąbce.
Na kompanii nerwowa cisza.
Alarm nie ćwiczebny, a bojowy. Potwierdza to telefonicznie oficer dyżurny.
Wskakujemy w mundury obijając się w wąskich przejściach między piętrowymi łóżkami. Ładujemy przybory toaletowe do plecaków, rolujemy koce i mocujemy do plecaków razem z hełmami.
W biegu, ponaglani przez dowódców pobieramy broń z magazynku i wybiegamy przed barak.
Podjeżdżają samochody, drużyny gospodarcze ładują sprzęt i amunicję, podczepiają do samochodów z zaopatrzeniem kuchnie polowe.
Wojsko ładuje się  na samochody i kolumna wyjeżdża z jednostki.
Dziwne opuszczenie koszar przez wojsko.
Wyjazd na poligony odbywały się z wcześniejszym przygotowaniem jednostki, alarmy ćwiczebne z opuszczeniem jednostki odbywały się z wymarszem kolumn pieszych.
Tym razem wojsko wyjeżdżało samochodami zabierając cały sprzęt.
Kolumna poruszała się nie głównymi drogami lecz bocznymi gruntowymi.
Jechaliśmy kilka godzin.
W mijanych wsiach na drogę przejazdu wychodzili ludzie, podawali nam dojrzewające w sadach owoce i ciasto.
Kobiety ocierały chustkami łzy płynące z oczu.
Nie wiedzieliśmy, o co chodzi i skąd taka reakcja ludzi na nasz przejazd.
Tak bocznymi drogami dotarliśmy na poligon w Czerwonym Borze, gdzie jednostka się rozlokowała i rozpoczęła ćwiczenia.
Dopiero po pewnym czasie dowiedzieliśmy się, że do Czechosłowacji wkroczyły wojska Układu Warszawskiego, zaś nasza jednostka postawiona w stan gotowości bojowej, była w odwodzie.

Płaczące kobiety po drodze żegnały nas jako wyjeżdżających na wojnę,

Manifestacja w Wiźnie

                              Będąc na urlopie z wojska w 1968 roku dałem się namówić przez kolegów z PTTK na czele ze Staśkiem Kuczyńskim na rajd pieszy po wale obrony Wizny 1939 roku.
Zwiedziliśmy pozostałości bunkrów obrony na Górze Strękowej z bunkrem kapitana Raginisa, zeszliśmy do miejsca jego domniemanego pochówku i zapaliliśmy znicze.
Następnie przeszliśmy do Wizny na ryneczek. Tu na środku runku stał pomnik poległych żołnierzy  grupy operacyjnej „Narew”.
Grupa ustawiła się półkolem pod pomnikiem.
Byłem w mundurze wojskowym Wojsk Obrony Wewnętrznej, jeszcze nie tak dawno Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego- formacji walczącej z reakcją polityczną.
Koledzy namawiali mnie, bym oddalił się od grupy i stanął z dala na chodniku pod budynkami, by ewentualnie w razie interwencji milicji nie zgarnięto i mnie.
Nie zgodziłem się i wspólnie prowokacyjnie odśpiewaliśmy  „ Boże coś Polskę” oraz „Nie rzucim ziemi skąd nasz ród”. 
Ludzie z zaciekawieniem podchodzili do nas, lub też przystawali wokół ryneczku. 
Interwencji milicji nie było ( w Wiźnie było może ze 2-3 milicjantów i kilku ORMOW-ców, a nas było kilkunastu).

 Dumni z naszej patriotycznej manifestacji wróciliśmy do Białegostoku.   

Sylwester 1967

                            Dostałem przepustkę z wojska na Sylwestra i Nowy Rok 1968.
Koledzy z PTTK organizowali „Sylwestra” w lesie, więc  zaprosili i mnie z siostrą Anną.
Wynajęli chatę z Nadleśnictwa w Majówce, w której w czasie prac w lesie byli zakwaterowani pracownicy leśni. Oporządzili ją trochę i przyozdobili wnętrze.
Każdy przyniósł prowiant i alkohol.
Muzyka z  radia „tranzystorowego” na baterię przystawionego do ucha, oświetlenie z rozstawionych świec. Na zewnątrz mróz i biały, zaśnieżony las.
Wziąłem ze sobą kilka petard wojskowych, by uczcić nadejście Nowego Roku.
Wieczór gwarny i wesoły z chóralnie śpiewanymi piosenkami i ucztowaniem.
Trudno było doczekać do północy. Towarzystwo już o wiele wcześniej  było bardzo rozstromiłe, głośno dyskutując i przekrzykując się na wszystkie strony.
Jeden z kolegów znalazł moje petardy i chcąc zrobić wszystkim niespodziankę kombinował, gdzie by je odpalić. Pomyślał, że jak rzuci ją w las, to rozgadane towarzystwo nie zauważy jej wybuchu, więc odpalił ją i rzucił na zewnątrz pod oknem.
Wybuch nie tylko wszyscy usłyszeli, ale też zobaczyli wywalone z szybami okno. Do wnętrza wdarło się zimne powietrze, a okna nie było czym zabezpieczyć, a i nie bardzo miał  kto.
W nocy zbudziłem się ściśnięty na podłodze między kolegami. Wszyscy pokotem spali w jednym pomieszczeniu, gdyż w drugim, bez okna było bardzo zimno.
I tylko jedna para położyła się na stojącym w pokoju okrągłym, rozklekotanym stole, przykrywając się moim płaszczem wojskowym.
Nie dość, że było ciasno i zimno, to jeszcze wędrujący od jednej ściany do drugiej przez środek pokoju w takt ruszającej się na nim pary stół nie dawał nam spać. Gdy stół podjeżdżał na drugą stronę, jeden z leżących odpychał go nogą z powrotem. Następowała cisza. Po chwili wędrówka stołu zaczynała się od początku.
I tak dotrwaliśmy do rana, kiedy to brnąc  zasypaną w nocy śniegiem ścieżką prowadzącą przez las ,  poszliśmy na przystanek  autobusu PKS.
Wszyscy byli zadowoleni ze wspólnego powitania Nowego Roku, tylko nasz kolega Wiesiek załatwiający tą chatę w leśnictwie nie mógł wytłumaczyć właścicielom powodu wybicia okien.