niedziela, 18 sierpnia 2013

Manewry

Druga połowa sierpnia 1968 roku.
Niedziela.
 Świt.
 Alarm bojowy.
Zrywamy się z łóżek i z niedowierzaniem wsłuchujemy się w sygnały grane na trąbce.
Na kompanii nerwowa cisza.
Alarm nie ćwiczebny, a bojowy. Potwierdza to telefonicznie oficer dyżurny.
Wskakujemy w mundury obijając się w wąskich przejściach między piętrowymi łóżkami. Ładujemy przybory toaletowe do plecaków, rolujemy koce i mocujemy do plecaków razem z hełmami.
W biegu, ponaglani przez dowódców pobieramy broń z magazynku i wybiegamy przed barak.
Podjeżdżają samochody, drużyny gospodarcze ładują sprzęt i amunicję, podczepiają do samochodów z zaopatrzeniem kuchnie polowe.
Wojsko ładuje się  na samochody i kolumna wyjeżdża z jednostki.
Dziwne opuszczenie koszar przez wojsko.
Wyjazd na poligony odbywały się z wcześniejszym przygotowaniem jednostki, alarmy ćwiczebne z opuszczeniem jednostki odbywały się z wymarszem kolumn pieszych.
Tym razem wojsko wyjeżdżało samochodami zabierając cały sprzęt.
Kolumna poruszała się nie głównymi drogami lecz bocznymi gruntowymi.
Jechaliśmy kilka godzin.
W mijanych wsiach na drogę przejazdu wychodzili ludzie, podawali nam dojrzewające w sadach owoce i ciasto.
Kobiety ocierały chustkami łzy płynące z oczu.
Nie wiedzieliśmy, o co chodzi i skąd taka reakcja ludzi na nasz przejazd.
Tak bocznymi drogami dotarliśmy na poligon w Czerwonym Borze, gdzie jednostka się rozlokowała i rozpoczęła ćwiczenia.
Dopiero po pewnym czasie dowiedzieliśmy się, że do Czechosłowacji wkroczyły wojska Układu Warszawskiego, zaś nasza jednostka postawiona w stan gotowości bojowej, była w odwodzie.

Płaczące kobiety po drodze żegnały nas jako wyjeżdżających na wojnę,

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz