sobota, 10 marca 2012

Podróżowanie po Litwie - cz. III


C.d. podróży
                       Z  Olkienik pojechałem do Rudnik. 
 Wieś parafialna, do której należały prawdopodobnie szukane przeze mnie Popiszki – miejsce urodzenia mojego dziadka – Józefa Stankiewicza. 



Zabytkowy drewniany kościół z XVIII wieku z białą szalówką na zewnątrz.  Obszedłem dookoła. Pozamykane, wszędzie pusto. Od drzwi zakrystii wydeptana w trawie wąziutka ścieżka za ogrodzenie do jednego z dwóch stojących za kościołem drewnianych domków. Wszedłem do jednego z nich i odszukałem księdza. Na moje zapytanie powiedział mi, że żadnych starych ksiąg metrykalnych nie ma, a można je, być może,  znaleźć w Archiwum Historycznym w Wilnie.

 

Na moją nieśmiałą prośbę o ewentualne obejrzenie wnętrza kościoła,  wysłał z kluczami gospodynię, która otworzyła kościół i umożliwiła mi obejrzenie wnętrza i zrobienie zdjęć .



W Rudnikach każda uliczka ma na domach przybite tablice z ich nazwą po litewsku i u dołu po polsku, a mieszkańcy to prawie sami Polacy.


Kilka kilometrów w stronę Wilna leżą Popiszki.  Ponoć „te” szukane prze mnie  Popiszki. Byłem w nich już w 2007 roku nie wiedząc, że to „Te”.
Poprzedni pobyt w nich opisałem w poście  „Poszukiwanie Stankiewiczów”.
   Na cmentarzu pochówki od ~1940 roku, starszych nie ma. Od pracujących tam drwali dowiedziałem się, że wcześniej ludzi z Popiszek chowano na cmentarzu parafialnym w Rudnikach. Wróciłem więc do Rudnik, odnalazłem cmentarz, ale niestety tak starych grobów tam nie znalazłem, ani też pochowanych tam Stankiewiczów.
Jadąc z powrotem do Wilna przez Popiszki zatrzymałem się przy idącej podpierając się motyczką stareńkiej kobiecie. Zapytałem ją o Stankiewiczów. Odpowiedziała mi, że ona jest ze Stankiewiczów i popatrzywszy na mnie uśmiechnęła się. Okazało się, że to ta sama, z którą kilka lat wcześniej rozmawiałem. Oczywiście musiałem wysłuchać żalów i narzekań na „tego pijaka” ( syn) i na to że nie ma komu zostawić majątku.
Po Stankiewiczach, którzy być może wyprowadzili się stąd w 1903 roku do Olkienik żadnego śladu nie ma.  

Z Popiszek pojechałem do Wilna.
Będąc poprzednio w Wilnie nocowałem u sióstr bezhabitowych dość daleko za Niemnem, gdzie na nowym osiedlu, zbudowanym na odebranej im ziemi,  pobudowały sobie nieduży  dom zakonny z kaplicą.
I tym razem miałem zamiar tam przenocować, a że nie miałem ich adresu, ani telefonu, więc znalazłem w internecie siostry Sercanki z adresem i telefonem. 
Wyjeżdżając z  Popiszek zadzwoniłem do siostrzyczek i uzgodniłem nocleg dla jednej osoby i że będę około godz. 20,00
W Wilnie zaparkowałem na głównej ulicy przy ratuszu i poszedłem na obiad do restauracji. 
Oczywiście „zimnyj borszcz”, cepeliny z sosem śmietanowym i kwas litewski.
Po obiedzie poszedłem do kościoła Ducha Świętego, gdzie odbywało się „Majowe” po polsku, po zakończeniu nabożeństwa poszedłem po sąsiedzku do kościoła , w którym został umieszczony obraz Miłosierdzia Bożego (Jezu ufam Tobie), zabrany ku niezadowoleniu Polaków z kościoła Ducha Świętego. Odbywało się tam nabożeństwo dla młodzieży akademickiej w języku litewskim.
Błogosławiony ks. Sopoćko, który był spowiednikiem siostry Faustyny i którego to staraniem obraz został namalowany i wyniesiony na ołtarze, po wojnie zamieszkał w Białymstoku, wykładał w Seminarium Duchownym i tu został pochowany. 
Pod koniec lat 50-tych jako ministrant usługiwałem Mu do Mszy Św.
Dalej spacer uliczkami starego Wilna no i oczywiście nawiedzenie obrazu Matki Bożej w Ostrej Bramie.
Odbywało się tam „Majowe” po litewsku.
  
       

                                    No i miałem już dość chodzenia, a że było jeszcze wcześnie, to podjechałem do kościoła św. Jakuba i Filipa, gdzie była ochrzczona moja babka.




Przyszedł czas na nocleg. Ustawiłem mego przewodnika (GPS) na adres z internetu i tu konsternacja. Zamiast kilka kilometrów za rzekę, gdzie nocowałem kilka razy u zakonnic, pokazał mi miejsce niedaleko na starym mieście.
To nie ten zakon i nie ten adres. Trudno. Byłem umówiony, więc zajechałem i zostałem przyjęty na nocleg. Dom zakonny przy starej wąziutkiej uliczce niedaleko katedry, na tyłach Seminarium.
Za bramą malutkie podwórko z wysokimi murami, za drzwiami hol pełniący zarazem rolę kuchni i jadalni i z niego wejście do pokoi, z których jeden przeznaczono dla mnie. A mieszkają tam wszystkiego cztery zakonnice. Polki i Litwinki. Jedna z nich posadziła mnie za stołem, poczęstowała herbatą i usiadłszy naprzeciwko prawie nic nie mówiąc wyciągnęła ode mnie wiadomości, które chciała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz